"Twój romans stulecia dobiegł końca. Królewicz nie wróci.
Nikt nie wyrwie cię pocałunkiem ze złego snu."
- Stephenie Meyer
Gdy się ocknęła do jej oczu dostał się silny promień światła, dobywający się z latarni za oknem. Mercedes przetarła zmęczoną twarz i z trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Dopiero po chwili zaczęły do niej powracać wspomnienia związane z pogrzebem. Z konsternacją rozejrzała się po własnym pokoju, nie wiedząc jak się tu znalazła.
Jej mózg zdawał się być jeszcze w głębokim śnie, bowiem każda myśl przychodziła jej z trudnością. Czym prędzej zrzuciła z siebie żałobną suknie i sięgnęła do szafy po parę zwykłych dżinsów i gruby sweter. Schowała różdżkę do kieszeni spodni i zamknęła w dłoni maleńkiego kruka – prezent od ojca.
Nie wiedziała, która jest dokładnie godzina, bowiem zegar w jej pokoju już dawno przestał działać. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać było wyjście na korytarz.
Mercedes nie lubiła nocą spacerować po swoim własnym domu, co właściwie stanowiło dla niej absurd. Dom powinien być ostoją ciepła i miłości, a nie strachu przed nocnymi wędrówkami. Co prawda nie miała już dziesięciu lat i nie bała się potworów wyłaniających się z ciemności, jednak to, co kryło się w zakamarkach rezydencji nawet dla niej stanowiło zagadkę. Niekiedy bardziej niebezpieczną niż mogło jej się to wydawać.
Cicho zamknęła za sobą drzwi i ruszyła długim korytarzem, na którego końcu znajdowały się wąskie schody. Kiedy znalazła się w połowie drogi na dół, usłyszała jakiś szmer. Niepewna, co powinna zrobić przystanęła na chwilę, nasłuchując. Zdawało się, że w domu na nowo zapanowała cisza. Z mocniej bijącym sercem zeszła na sam dół, kierując swe kroki w stronę salonu. Nim jednak zdążyła tam dotrzeć jej uszu dobiegł kolejny hałas.
Oparła się o najbliższą ścianę, starając się wytężyć słuch. Dopiero teraz do jej uszu dobiegły strzępy rozmowy.
- Musisz coś z nią zrobić Eleno – ostry ton wbił ją w osłupienie. Nie miała pojęcia, do kogo ów głos należy, lecz z całą pewnością nie był to jej ojciec.
- Przecież wiem głupcze – usłyszała głos matki.
- Nie rozumiem, dlaczego w takim razie wciąż...
- To nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy – wysyczała pani Riley. – Wiesz, że w domu są moje córki i nie mogę sobie na to pozwolić.
- Eleno – głos mężczyzny zdawał się łagodnieć. – Najdroższa...
Mercedes otworzyła szeroko oczy, zakrywając usta dłonią. Najdroższa? Z niedowierzaniem wsłuchiwała się w odgłosy, które świadczyć mogły jedynie o namiętnych pocałunkach. Omal nie wydała z siebie okrzyku, gdy jej uszu dobiegł dźwięk rozpinanego zamka i szelest opadającej na podłogę sukni.
Mercedes, czując palący wstyd na policzkach za wyczyny własnej matki, czym prędzej wycofała się na schody, starając się jak najciszej pokonać odległość dzielącą ją od pokoju.
Gdy wreszcie udało jej się zatrzasnąć za sobą drzwi, usiadła na łóżku wciąż w zbyt głębokim szoku, by cokolwiek zrobić. Siedziała tak przez dłuższy czas, zdając sobie sprawę z tego, co robi jej własna matka w ich domu, w salonie, tuż pod nosem męża.
Czuła się zagubiona. Nie wiedziała, co ma robić, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, że i tak niewiele może. Nawet gdyby poszła teraz do pokoju, gdzie spał jej ojciec, pewnie nie zdążyłaby go dobudzić na czas, a bez twardych dowodów i tak by jej nie uwierzył.
Nawet nie chciała myśleć, co by zrobiła z nią matka, gdyby wydało się, że na nią doniosła. Na samą myśl o tym w jej sercu pojawiała się trwoga, a przez ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Była słaba.
Po jakimś czasie położyła się na twardym łóżku, podciągając kolana pod brodę. Do piersi mocniej przycisnęła złoty łańcuszek, który wciąż spoczywał w jej zaciśniętej dłoni. Nie mogła pozbyć się z głowy obrzydliwych wizji jej matki z innym mężczyzną. Dopiero nad ranem udało jej się zasnąć, jednak i wtedy męczyły ją koszmary.
~*~
Dochodziła jedenasta. Mercedes wraz z rodziną stała na peronie 9 i ¾, czekając na pociąg odwożący ich do Hogwartu. Peron był niemal całkowicie pusty, nie licząc kilku rodzin, odprowadzających swoje pociechy po pogrzebie na pociąg.
Mercedes czuła na sobie wzrok matki, której unikała od samego rana. Nie potrafiła spojrzeć jej w oczy po wczorajszym wydarzeniu, którego była świadkiem. Czuła do niej coraz większy wstręt, który powoli zamieniał się w nienawiść.
Kobieta zdawała się wyczuwać rosnącą niechęć córki, lecz nie potrafiła zlokalizować jej przyczyny. Nigdy nie zależało jej na dobrych stosunkach z Mercedes, jednak w tej chwili obawiała się, że dziewczyna może coś podejrzewać. Jednak mimo to z uśmiechem witała kolejnych czarodziejów, trzymając przy tym męża pod ramię.
Mercedes kątem oka obserwowała obłudę matki, zastanawiając się nad tym ile człowiek jest w stanie znieść. Ile fałszu i jadu może w sobie pomieścić zanim zacznie nim pluć z przesycenia.
- Wasz pociąg – odezwał się ojciec, wskazując na tory po których toczyła się ciężka lokomotywa.
Mercedes zmusiła się do krótkiego uśmiechu i kilku słów na do widzenia po czym pomknęła w stronę wagonu. Do środka wpadła pierwsza, a tuż za nią jej siostra, która nie omieszkała rzucić jej kolejnego zjadliwego komentarza.
Mercedes westchnęła ciężko, gdy dziewczyna wyminęła ją, i ruszyła na sam koniec pociągu, mając nadzieję, że nikt jej tu nie znajdzie.
Niestety myliła się. Już po kilku minutach drzwi jej przedziału otworzyły się i w wejściu pojawił się Rosier, który bez pytania zajął miejsce obok.
- Kultura nakazuje zapytać czy to miejsce jest wolne – warknęła w stronę ślizgona.
- A jest? – Chłopak uśmiechnął się szeroko, co w jego mniemaniu miało być nonszalanckie.
Mercedes skrzywiła się z niesmakiem, widząc żółte zęby i czując na sobie jego nieświeży oddech.
- Owszem – rzuciła bez entuzjazmu, wpatrując się w widok za oknem.
Pociąg mknął coraz szybciej, zostawiając daleko za sobą dworzec King Cross. Teraz za szybą widać było jedynie wielobarwną smugę, układającą się w dobrze znane jej obrazy.
- Oj Mercy – szepnął jej do ucha, a dziewczyna podskoczyła jak oparzona. Nawet nie zauważyła, kiedy znalazł się tak blisko niej.
Czym prędzej chwyciła swoją torbę i wybiegła z przedziału. Nie miała ochoty dłużej przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.
Jednak Rosier wcale nie miał zamiaru odpuścić. Natychmiast za nią wybiegł i teraz niemal deptał jej po piętach.
Jednak Rosier wcale nie miał zamiaru odpuścić. Natychmiast za nią wybiegł i teraz niemal deptał jej po piętach.
- Mercy – wołał ze śmiechem. – Przede mną nie uciekniesz!
- To się zdziwisz – warknęła pod nosem, zaglądając przez szybę do każdego z wagonów. Dopiero po dłuższej chwili znalazła odpowiedni i wślizgnęła się do środka.
Siedział w nim Syriusz. Oparty o jedną ze ścian, wpatrywał się w rozpościerający się krajobraz za oknem. Na dźwięk otwieranych drzwi natychmiast odwrócił głowę i widząc ją w swoim przedziale otworzył usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć.
- Pomóż mi – sapnęła ze zmęczeniem, rzucając się na siedzenie naprzeciw niego.
Zdezorientowany Syriusz patrzył na nią z mieszaniną zdziwienia i konsternacji. Nie lubił, gdy mu tak po prostu przeszkadzano, jednak ona zdawał się nie mieć innego wyboru.
Na jego twarzy pojawiło się zrozumienie dopiero w momencie, gdy dostrzegł za szybą twarz Evana, który gdy tylko zobaczył ich dwójkę natychmiast obrócił się i ze złością odszedł.
- Nie pytaj – mruknęła, oddychając ciężko.
W innych okolicznościach nigdy nie zdobyłaby się na taki ruch, jednak sytuacja wymusiła na niej takie, a nie inne zachowanie. Teraz siedziała w jednym przedziale z Syriuszem Blackiem, unikając jego palącego wzroku.
- To idealny kandydat na męża według mojej matki – westchnęła w końcu, zbierając się w sobie, by spojrzeć mu w oczy.
Syriusz patrzył na nią milcząc, choć miała wrażenie, że kąciki jego ust nieco zadrżały, gdy wspomniała o Evanie.
- To pozazdrościć jej gustu – rzekł w końcu. – Ale on przynajmniej nie jest zdrajcą.
Mercedes zacisnęła mocniej wargi na słowa młodego Blacka. Czuła jak jej policzki oblewają się szkarłatem, a dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści.
- Przepraszam cię za to co się wydarzyło na pogrzebie. Nie powinna była tego mówić – powiedziała w końcu, odwracając od niego wzrok. Nie potrafiła zmusić się, by ponownie zajrzeć mu w twarz. Zresztą bała się tego, co może tam zobaczyć.
- Być może – powiedział cicho. – Ale miała rację. Jestem zdrajcą.
Poruszyły ją jego słowa. Nie wiedziała jak ma się zachować. Serce podpowiadało jej, że powinna jakoś temu zaprzeczyć, jednak nie potrafiła. Rozum mówił zupełnie co innego. Dlatego siedziała dalej w milczeniu.
Syriusz nadal się w nią wpatrywał. Zastanawiało go, jak to możliwe, że taka dziewczyna, charyzmatyczna, odważna i temperamentna przed obliczem swej matki nagle staje się cichą, szarą myszką.
- Wiem o czym myślisz – szepnęła. – Kiedyś myślałam, że ona potrafi się zmienić, że ta złość i nienawiść jest tylko kolejnym etapem w jej poukładanym życiu. Jednak teraz wiem, że to niemożliwe. Ona nigdy się nie zmieni.
Syriusz siedział w milczeniu, zastanawiając się nad tym co powiedziała. Podejrzewał, że to tylko kropla w morzu tego jak musi się czuć.
- Przepraszam – powtórzyła cicho, a gdy nie otrzymała odpowiedzi, zebrała swoje rzeczy i wyszła z przedziału.
Z bolącym sercem na myśl o swojej matce oparła czoło o zimną szybę na korytarzu. Widok za oknem przesuwał się w zawrotnym tempie. Powoli zaczynało ją mdlić.
Dopiero po chwili poczuła, że ktoś stoi tuż za nią. Przerażona, że to znowu Rosier obróciła się szybko, wpadając w czyjeś silne ramiona. Uniosła wyżej głowę, wpatrując się w stalowoszare tęczówki.
Nagle wszelkie troski przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie było już jej matki, siostry, pogrzebu, szkoły, a nawet tego pociągu. Były tylko te oczy. Powoli zatapiała się w odmętach jego szarych tęczówek, które ciągnęły ją na samo dno tych nieodkrytych głębi. Jej świat zawirował, roztopił się, rozpadł na milion kawałków. To był taki moment, który wiedziała, że zapamięta do końca życia.
Wpatrywała się w niego jak urzeczona, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. Tak jakby świat obrócił się od sto osiemdziesiąt stopni, wciągając ją w jakiś szalony galop po jej własnym umyśle.
Widziała jak jego twarz zbliża się w jej kierunku, jak powoli pochyla się nad nią. Jego usta zaledwie kilka centymetrów od jej ust. Czuła na sobie jego gorący oddech. I nagle to spadło na nią niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba. Ktoś z ogromną siłą trzasnął drzwiami, a ona natychmiast wyrwała się z uścisku Syriusza. Spojrzała za siebie i dostrzegła wściekłego Rosiera i niezwykle podekscytowaną Valerie. Na jej ustach błąkał się jakiś dziwny uśmieszek, który z pewnością nie zwiastował niczego dobrego.
_______________________________________________________
Wybaczcie mi tak długą przerwę, jednak studia ostro dają mi się we znaki. Studiowanie dwóch kierunków okazuje się nie być wcale takie proste jakby się mogło wydawać. Nie mniej jednak spełniam teraz swoje marzenia, więc jest to dla mnie ogromna satysfakcja i radość.
Rozdział miał się pojawić dwa dni temu, czyli w moje 19-naste urodziny, jednak impreza nieco się przeciągnęła i pojawia się on dopiero dzisiaj ;)
Jak Wam się podoba nowy szablon?
--> jak dla mnie cudo!
pozdrawiam i do następnego!
koniec psot!
Jak Wam się podoba nowy szablon?
--> jak dla mnie cudo!
pozdrawiam i do następnego!
koniec psot!
Świetny rozdział, szkoda tylko, że im przerwano w takim momencie xd Co do rozdziału to uważam, że jest świetny! *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
dziękuję bardzo ;)
Usuńtaktaktaktaktak NOWY ROZDZIAŁ <3 lecę czytać!
OdpowiedzUsuńNienawidzę matki Mercedes, współczuje jej takiej rodzicielki. Ciekawi mnie kim był ten facet, który z nią rozmawiał (i nie tylko). Rosier jet obrzydliwy, nie to co Syriusz.. chociaż i tak wolę Toma. :D I kurcze no czemu przerwałaś w takim momencie?? :( Coś czuję, że Valerie po tym co zobaczyła nieźle namiesza. Jestem ciekawa co będzie dalej! Będę czekam zniecierpliwością :)
UsuńO, widzę, że Ty też niedawno miałaś urodziny, wszystkiego najlepszego! :) Pozdrowienia i buziaki :*
http://kochaj-albo-nienawidz.blogspot.com/
Świetny rozdział. Szkoda tylko, że przerwałaś w takim momencie. Noale. Trudno.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny szablon! ♥
I spóźnione, ale szczere życzenia urodzinowe :)
Okej, przeczytałam całość więc mogę się zabrać za komentarz.
OdpowiedzUsuńKocham Huncwotów w niemal każdej postaci. A Syriusza Blacka to już tym bardziej. Jestem ciekawa jak rozwiniesz jego wątek z Mercedes, który powoli się rozwija ( cieszę się, że nie robisz jak większość autorek, które już w czwartym rozdziale kończą "zawiły" związek i łączą bohaterów).
Jednocześnie obawiam się trochę o Toma, który jest jednym z moich ulubionych bohaterów ( świetnie wykreowana postać). Mam nadzieję, że nie porzucisz go nagle jak brudnej skarpetki.
Mało Lilki i Jamesa. Dzięki bogu, niektórzy aż przesadzają jeśli chodzi o ilość Jily w swoich rozdziałach, co zabija moją chęć do czytania opowiadań.
Podsumowując ten niezwykle chaotyczny komentarz ( za co z mojej strony bardzo przepraszam, ale gdy obiecuje sobie, że napiszę komentarz później to zazwyczaj zapominam o tym) mało wiemy na razie o Taylor i innych Huncwotach, ale to na razie ósmy rozdział więc mam nadzieję, że już niedługo ich poznamy. Natomiast kreacja Mercedes i Toma jest mistrzowska i pozostaje mi jedynie wstać i klaskać.
Pozdrawiam, Inegrette (w-ogniu-walk.blogspot.com)
Rozdział super :) Szkoda mi Mercy :( Musi być jej teraz trudno przez zachowanie jej mamy :(
OdpowiedzUsuńChyba zabiję Rosiera! Przerwać a takim momencie! Mam nadzieję, że znajdą czas aby to dokończyć ;) I mam nadzieję, że Valerie nie doniesie na Mercy ;) Chociaż wiem, że szanse praktycznie zerowe :(
I przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale mam ostatnio naprawdę mało wolnego czasu :(
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału ;) I spóźnione Wszystkiego Najlepszego!
Maggie Z.