wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział III Pech



"Pech ma w ogóle mu­zykal­ne ucho i lu­bi się ryt­micznie powtarzać."
- Michał Choromański

- Mówię ci Black był niesamowity, ten jego zwód! A Potter! Jak on złapał tego znicza, to było niebywałe! – ekscytowała się Taylor. – Ślizgoni nie mieli żadnych szans!

Mercedes leżała krzyżem na łóżku, a Taylor rozmasowywała nadgarstkiem jej zbolałe plecy. Właśnie wróciła z pierwszego szlabanu, jaki wlepiła jej McGonagall i miała go już serdecznie dość. Wyszorowała wszystkie toalety na kolanach do połysku. Nawet łazienki jęczącej Marty nie ominęła. 

- Spokojnie już tylko sześć szlabanów przed tobą – pocieszała Taylor

Mercedes wydała z siebie głośny jęk, który zagłuszyła poduszka. Czując, że dłużej nie wytrzyma eksperymentów Collins, niechętnie usiadła na łóżku.

- Co z siostrą Cartera?

Taylor wyszczerzyła się w radosnym uśmiechu i wzięła na ręce grubego kota, który od dłuższego czasu ocierał się o jej stopy.

- Wyszła już ze skrzydła szpitalnego, ale nie jest już tak piękna jak dawniej.

- A czy kiedyś w ogóle była? – mruknęła Riley i wyciągnęła dłoń, by pogłaskać kota. Gdy tylko go dotknęła, kot zjeżył się i sycząc złowieszczo zeskoczył na podłogę, po czym wybiegł przez otwarte drzwi dormitorium.

- Coś jej ostatnio odbija – mruknęła Collins i wybiegła za kotem.

Mercedes ponownie rzuciła się na łóżko i wpatrywała szeroko otwartymi oczyma w granatowy baldachim. Przypomniała sobie moment kiedy to wybiegła za Stellą na błonia i natknęła się na tego wielkiego czarnego psa. Z tego co wiedziała od Hagrida, w Zakazanym Lesie żyło wiele zwierząt, ale żadne nie przypominało wielkiego kudłatego psa. Trzymanie psów w Hogwarcie również było zakazane więc skąd on się tutaj wziął? I co miała sądzić o otwartych wrotach w środku nocy? Wszystko to było jakby zamazane, jakby brakowało jej jednego najważniejszego elementu, który rozwiązałby zagadkę czarnego psa. Czując, że robi się coraz bardziej senna, a czarny pies powoli staje się rozmazaną plamą pozwoliła opaść powiekom i zapadła w długi sen.


~*~

Nazajutrz obudziła się z ogromnym bólem głowy. W dormitorium jak zwykle panował poranny harmider, przerywany co głośniejszymi krzykami. Mercedes przetarła zmęczone oczy i dostrzegła na ręce resztki wczorajszego makijażu. Jęknęła cicho i wygrzebała się spod kołdry. Chyba podniosła się zbyt gwałtownie, bo świat zawirował jej przed oczami.

- Ojojojoooj… - wydała z siebie dziwny dźwięk, gdy Taylor z radosnym uśmiechem odsłoniła niebieską kotarę wokół jej łóżka. Jasne promienie słońca wpadające przez otwarte okna drażniły jej zbolałe oczy. Zacisnęła powieki i po omacku dotarła do drzwi łazienki. Wzięła szybki prysznic i owinięta samym ręcznikiem wyskoczyła z łazienki, złapała czysty mundurek szkolny i już miała wrócić, gdy drzwi dormitorium otworzyły się z hukiem. W wejściu stał nie kto inny, jak sam Carter z furią wymalowaną na twarzy. Najwidoczniej dopiero co dowiedział się o występku Mercedes.

- RILEY! – jego wrzask dało się słyszeć w całej wieży. Chłopak postąpił krok w jej stronę i zdawało się, że dopiero teraz zauważył, że dziewczyna stoi przed nim owinięta tylko białym ręcznikiem, który więcej pokazywał, niż zakrywał.

- Riley – powtórzył, lecz już nieco łagodniej. Zaczerwienił się jeszcze bardziej i odwrócił wzrok.

- Tak Tom? – zapytała spokojnie, robiąc krok w jego stronę.

- Za…10…minut…na…dole… - wydukał, robiąc co chwila przerwę na głębszy oddech i wybiegł z dormitorium, trzaskając drzwiami.

Taylor parsknęła niepohamowanym śmiechem, a Mercedes poszła doprowadzić się do porządku.

Chwilę później obie zeszły do pokoju wspólnego, związując włosy w staranne warkocze. Carter czekał już na nie w salonie.

- Riley – warknął na powitanie, jednak nim zdążył coś jeszcze powiedzieć, Taylor stanęła mu na drodze i przyłożyła mu różdżkę do piersi.

- Jeszcze raz wejdziesz bez pukania do damskiego dormitorium, a pożałujesz, że w ogóle o tym pomyślałeś – syknęła i pociągnęła Mercedes do wyjścia. Ta jedynie zdążyła zobaczyć, jak tłum uczniów śmieje się z zaskoczonego Cartera i obie zniknęły za drewnianymi drzwiami. Po drodze na śniadanie cały czas zaśmiewały się z miny  prefekta naczelnego i nawet widok Claire przy stole gryfonów w wielkiej sali nie zepsuł im wyśmienitego humoru. Dopiero gdy kilku innych gryfonów weszło do jadalni zdawało się, że Taylor nieco przygasła, choć w oczach miała maleńkie iskierki gdy wpatrywała się w nowo przybyłych. Mercedes podążyła za jej wzrokiem i jęknęła przeciągle.

- Taylor tylko mi nie mów, że lecisz na Blacka – mruknęła z nutą złości w głosie. – Wiesz jaki on jest – dodała już nieco łagodniej.

Collins spojrzała na nią jak na nienormalną i warknęła – a czy to już tylko Black siedzi przy stole Gryffindoru?

Zebrała swoje rzeczy i nie zaszczycając nikogo ani jednym spojrzeniem wyszła z wielkiej sali.



Mercedes zamarła z niedojedzonym tostem w dłoni. Taylor nigdy się tak nie zachowywała. To co się z nią działo musiało być o wiele poważniejsze niż przypuszczała. Odrzuciła zimnego już tosta i wyszła za przyjaciółką z jadalni. Jednak nie skierowała się do najwyższej wieży, gdzie Taylor miała wróżbiarstwo tylko do lochów, gdzie razem z gryfonami musiała przecierpieć eliksiry. Taylor była wręcz okropna z eliksirów, nie potrafiła uwarzyć nawet najprostszego wywaru, za to miała wyjątkowy dar to astronomii, wróżbiarstwa i starożytnych runów. Uwielbiała numerologie i zaklęcia przez co jedynymi zajęciami jakie miały wspólnie były właśnie te ostatnie. Czując, że przyjaciółka oddala się od niej coraz bardziej ze smętną miną powlokła się w stronę sali od eliksirów. Gdy znalazła się w korytarzu prowadzącym do klasy poczuła okropny smród, a im bliżej znajdowała się celu tym coraz bardziej jej oczy przesłaniał gęsty dym w kolorze zgniłozielonym. Zakryła usta rękawem i walcząc z odruchami wymiotnymi szybko skierowała się w kierunku centrum całego zamieszania. Mimo gęstej mgły zdołała dostrzec w końcu korytarza kilku uczniów, którzy skakali niczym leśne nimfy po łąkach. Mercedes przystanęła i ze zdziwieniem obserwowała dzikie pląsy wychowanków Gryffindoru i Ravenclaw. Wiedząc, że i tak niczego się nie dowie dopóki nie dotrze do reszty ruszyła w ich stronę. I to był jej błąd. Gdy zaledwie zrobiła kilka kroków poczuła jak coś zaczyna jej się lepić do butów. Spojrzała w dół i zaklęła szpetnie. Kilkoro uczniów spojrzało na nią bezradnie, a ona widząc na swych nowych pantoflach obrzydliwą kleistą ciecz w kolorze brunatnym wylała z siebie potok niecenzuralnych słów. Najbliżej stojący uczniowie spojrzeli na nią szeroko otwartymi oczyma.

- Panno Riley! – Głos wicedyrektorki podziałał na nią jak wiadro zimnej wody. Obróciła się w stronę dobywającego się głosu, by zobaczyć profesor McGonagall, a tuż za nią profesora Slughorna i Flitwicka.

Nawet nie zauważyła, jak kleista ciecz zniknęła wraz z wszechogarniającą mgłą, a jedyne, co po tym pozostało to niemiłosierny smród.

- Riley! – Powtórzyła nauczycielka, a dziewczyna zaklęła pod nosem. – Riley! Słyszałam! – Ryknęła tak głośno, że miała wrażenie iż mury się zatrzęsły. – Szlaban…

- Ale pani profesor ja jeszcze poprzedniego nie skończyłam – jęknęła, patrząc na nauczycielkę błagalnie

- …miesięczny Riley!

- Co?! – Mercedes nie potrafiła pohamować złości. Z niedowierzaniem wpatrywała się w McGonagall jednak ta zdawała się być niewzruszona.

- A teraz zdaje się, że każdemu z was przydałaby się kąpiel. Myślę, że profesor Slughorn odpuści wam dzisiejsze zajęcia – tu nauczycielka spojrzała w stronę nauczyciela, który skwapliwie pokiwał głową.

Wszyscy z radością, jak jeden mąż rzucili się w stronę wyjścia z lochów, lecz McGonagall skutecznie ostudziła ich entuzjazm. – Oczywiście zajęcia te odrobicie w innym terminie, gdy profesor Slughorn pozbędzie się tego okropnego zapachu.

Wszyscy wydali z siebie zgodny jęk, lecz nikt nie protestował. Mercedes wściekła, jak osa wyminęła nauczycieli i ruszyła do wieży Ravenclaw. Już ona pokaże tym dowcipnisiom, co to znaczy porządny kawał.


~*~

- JAK TO NIE BĘDZIE CIĘ NA TRENINGU?! - Ostry wrzask wypełnił salę wejściową, a tłum uczniów w drodze na kolację przystanął na chwilę, z zaciekawieniem obserwując zaistniałą sytuację.

Mercedes spojrzała z konsternacją na kuzyna i wydęła wargi w złośliwym grymasie - Alex uspokój się, to tylko jeden trening.

Chłopak momentalnie zaczerwienił się niczym piwonia, po czym pobladł i ponownie oblał się szkarłatem. Oczy wyszły mu na wierzch, a z ust niemal potoczyła się piana.

- TYLKO JEDEN TRENING?! – Ryknął, opluwając wszystko dookoła – TYLKO?!

Dziewczyna z obrzydzeniem starła resztki śliny z twarzy i założyła ręce na piersi. Nie miała ochoty dłużej z nim dyskutować. Dzisiejszy dzień i tak już mogła zaliczyć do nieudanych, więc nie potrzebowała ku temu kolejnych powodów. Ponadto Alex był już dzisiaj trzecią osobą, która na nią krzyczała i zarazem czwartą, która była na nią wściekła. Taylor rzecz jasna tylko się obraziła.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Warknął Alex, który od dwóch minut prawił jej kazanie.

Mercedes otrząsnęła się z myśli krążących wokół Taylor i spojrzała prosto w iście niebieskie oczy kuzyna. Gdyby nie ten gniewny, wręcz szaleńczy wyraz twarzy mógłby być nawet przystojny.

- Mercedes Riley!

Dziewczyna obróciła się w stronę schodów, skąd dobywał się głos i skrzywiła się niemiłosiernie.

- Oto nadeszło wybawienie – mruknęła ironicznie, a Carter zbliżył się do niej.

- Musimy porozmawiać – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Tłum uczniów zdawał się coraz bardziej gęstnieć, co stanowczo nie polepszało jej humoru. Ponadto liczna grupa ślizgonów w pierwszym rzędzie również nie oddziaływała na nią kojąco. Nie żeby się ich obawiała, ale jednak sama przeciwko całemu światu niewiele zdziała.

- Co to za zbiegowisko? Proszę się rozejść! Natychmiast! Jestem prefektem, proszę mi zrobić miejsce.

Mercedes jeszcze nim ujrzała rudą czuprynę wiedziała, kto ku nim zmierza.

- Co tu…

- Nie mieszaj się Evans – warknął Carter, a Lily zmrużyła swoje kocie oczy i zacisnęła pięści.
Riley widząc, że szykuje się awantura, czym prędzej wkroczyła do akcji.

- Carter, jeżeli ci się podobam to możesz się ze mną umówić w nieco bardziej ustronnym miejscu – uśmiechnęła się uroczo i puściła mu oczko, po czym podeszła do Evans i pociągnęła ją za rękaw w stronę Wielkiej Sali.

Jeszcze długo słychać było śmiechy i gwizdy uczniów na widok miny Cartera, który stał na środku sali niczym sparaliżowany.

- Nie masz dzisiaj lekko – mruknęła Evans, ciągnąc koleżankę w stronę stołu Gryffindoru.

Mercedes spojrzała w kierunku krukonów, lecz nigdzie nie dostrzegła słomianej czupryny Taylor. Niechętnie podążyła za rudą i zajęła miejsce koło niej. Kilkoro uczniów zerknęło na nią ciekawsko, jednak pod jej groźnym spojrzeniem wszyscy zajęli się swoją kolacją.

- Bywało gorzej – mruknęła Riley i sięgnęła po półmisek z pieczonymi ziemniakami.

- Słyszałam, że dostałaś dzisiaj szlaban.

- Wczoraj, dzisiaj. McGonagall mnie uwielbia – westchnęła na myśl o czekającym ją szlabanie.

- To znowu sprawka Huncwotów. No wiesz to coś w lochach – dodała, gdy Mercedes spojrzała na nią niewyraźnie.

- Ach tak – wymruczała z lubością, wyobrażając sobie co zrobi kolejno z Potterem, Blackiem, Lupinem i tym małym tłuściochem.

- McGonagall się wściekła, wlepiła im miesięczny szlaban, mają się stawiać codziennie o 19 u niej w gabinecie.

Mercedes zakrztusiła się dopiero co nałożonymi ziemniakami i spojrzała na Lily z wyrzutem.

- Miesiąc? – Jęknęła, z trudem przełykając.

Zaklęła pod nosem i odłożyła widelec. Zdecydowanie straciła apetyt. Owszem cieszyła się, że Huncwoci dostali szlaban za swoje ostatnie przewinienia, ba byłaby wręcz oburzona gdyby stało się inaczej, jednakże wizja codziennego spędzania wieczorów w towarzystwie czworga nierozgarniętych idiotów wcale nie napawała ją radością.

- No to pięknie - skwitowała i oparła głowę na dłoniach, przyglądając się, jak Peter pochłania swoją kolację, nie oszczędzając przy tym talerza - po prostu cudownie...

10 komentarzy:

  1. Aż się nie mogę doczekać tych szlabanów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, kocham, kocham to opowiadanie! Czytam notkę trzeci raz i po raz trzeci mnie fascynuje, uwielbiam Mercedes, uwielbiam Cartera (nie wiem czy to dobrze :D), uwielbiam nawet plującego Alexa i wściekłą McGonagall. :) A ta scena z ręcznikiem i Carterem... Mam pytanie, czy Oni się kiedyś pocałują? Bo w głebi serca na to liczę :D Riley naprawdę miała ciężki dzień, ale ja się po prostu nie mogę doczekać tych szlabanów i następnej notki :)
    Pozdrawiam! :*
    (http://kochaj-albo-nienawidz.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa ;) powiem nieskromnie, że Mercedes to nawet ja lubię ;) Alex to również sympatyczny chłopak, tylko nieco przewrażliwiony na punkcie quidditcha ;)
      Ach... Mercedes i Carter ;) zobaczymy czy coś z tego będzie.

      Usuń
  3. Świetne! Uwielbiam tego bloga! No uwielbiam! Ja tam lubię Huncwotów (poza Peterem) :c Ciekawe co to będzie na tych szlabanach :D

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Switnie piszesz! ;3 Czekam na następny rozdział!! ;* Kiedy będzie? :D

    Pozdrawiam ;*
    http://ukryte-marzeniaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo ;)
      szczerz mówiąc ciężko mi powiedzieć. Wenę i ochotę mam do pisania, ale mimo iż są wakacje kompletnie brakuje mi czasu. Postaram się coś w weekend naskrobać i myślę, że w poniedziałek ukaże się rozdział ;)

      Usuń
  5. Świetny rozdział :) nie mogę się już doczekać tych szlabanów ;) i Mercedes jest po prostu genialna ;)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebster Award ;* Szczegóły na moim blogu: http://miloscnieznalitosci.blogspot.com/ <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy rozdział, nawet bardzo. Nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Współczuję Riley tego szlabanu. Rozbawiła mnie jej reakcja na tę kleistą ciecz.
    Widzę, że akcja rozwija się powoli, w odpowiednim tempie, masz czas na sprawy ważniejsze i pomniejsze ;)

    OdpowiedzUsuń